nie no to jest już szczyt wszytskiego...wracam o godz 12.40 z imprezy ryjem przyklejona do szyby w tramwaju odliczając przystanki na Ogrody i na rondzie kaponiera zatrzymuje się tramwaj, wysiada motorniczy i zapodaje tekstem " wagon uszkodzony, proszę wysiadać " ....no ja sie tak wkurwiłam, bo jak powszechnie wiadomo ja do byle jakiego tramwaju wsiąść nie mogę w moich cudnych spodniach, także czekanie na ten jeden wymarzony średnio się opłacało...idę pieszo i moim pijanym wzrokiem ogarniam jeżycki krajobraz, rozkminiając dziesiejsze słowa Seby. Wchodzę na podwórko i widzę babuchę z drugiego pietra jak świdruje mnie wzrokiem, zapewne wiedząc, że dopiero z imprezy wracam ( czasem sie zastanawiam, czy nie mam GPS'a w dupie, że zawsze wszytsko wie ). Wchodzę do domu po pieniążka, żeby ogarnąc na Ogrody, idealnie zakończyć zielony tydzień w zielone świątki....aleeeeee zobaczyłam lóźko i cały mój plan poszedł się jebać.
a co do imprezy....było fajnie, w sensie do ogranięcia :) w sumie to nawet całkiem spoko. Moje serce się leczy po stracie kokodaka, więc na moim koncie jest mały, prywatny sukces :)
No i były też inne ludzie, które mi już generalnie serca nie złamią, więc drugi mały, prywatny sukces :) dumna z Siebie jak nic...!
ąk.